OGIEŃ I LÓD - Rozdział 4

 Skradanie do posiadłości nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Fitzgeraldowie nie mieli groźnych psów, które by wypuszczali na noc, zresztą mieszkali w bardzo bezpiecznej i spokojnej okolicy. Samochód zaparkował tuż pod murek od południowo-wschodniej strony i spokojnie szedł przez ogród. Nie wiedział gdzie Alex ma swój pokój, ale był pewny, że go wyczuje po zapachu i dzięki łączącej ich więzi. Pamiętał też, że północno-zachodnie skrzydło należało do jego braci i rodziców, więc skierował swoje kroki w zupełnie inną stronę.

Światło paliło się tylko w jednym pokoju na drugim piętrze i właśnie z tamtego kierunku docierała do nosa alfy ta przyjemna lekko winogronowa woń. Zaciągnął się nią mocno, przyspieszył kroku i już po paru chwilach wspinał się po balkonach na górę. Alexander siedział na tarasie w swoim ulubionym wiklinowym wiszącym fotelu otulony kocem z książką na kolanach. Przez wrażenia całego dnia nie mógł ani skupić się na lekturze ani zasnąć, więc spokojnie wpatrywał się w gwiazdy. Był zaręczony… Mając ledwie piętnaście lat był już zaręczony i to z byle kim a z jedną z najlepszych partii w królestwie. To było niesamowite, jeszcze dwa tygodnie temu modlił się żeby wrócić do znajomych murów szkoły z internatem a teraz tak wiele się zmieniło. Z drugiej strony w uszach wciąż brzmiała mu opowieść Henry’ego. Czyżby faktycznie w jego dłoniach spoczywał los ich królestwa? Kiedy tak myślał nad tym wszystkim usłyszał ciche przekleństwo i syk bólu, a po chwili na marmurowej balustradzie pojawiła się zakrwawiona dłoń. Całe ciało chłopaka aż napięło się ze strachu i już miał w odruchu obronnym zdzielić delikwenta książką po łapach kiedy pojawiła się głowa księcia, a opasłe tomiszcze z hukiem upadło na posadzkę.

-Książę? –spytał szczerze zaskoczony.

-Kochanie! –Kaspian objął chłopaka zdrową ręką i przyciągnął do siebie. –Musiałem cię zobaczyć.

-Wasza Książęca Mość, czy coś się stało?

-Obiecaj, że poczekasz na mnie aż wrócę. Nie rób nic głupiego, a tym bardziej nie pozwól, żeby mój brat cię oznaczył. I nie wychodź za niego…

-Książę… ja… król…

-Oświadczył ci się dzisiaj –ujął jego lewą dłoń w swoją i delikatnie pocałował. –A mimo to nie zdjąłeś pierścionka, który ci dałem tamtej nocy, więc możemy uznać, że zaręczyłeś się ze mną i z nim –zamilkł na chwilę. - Muszę wyjechać na jakiś czas, ale obiecaj mi, że będziesz zwodził mojego brata z ustaleniem daty ślubu dopóki nie wrócę. I pod żadnym pozorem nie zgadzaj się zamieszkać w pałacu.

-Książę ja nic nie rozumiem –chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy do jego ust przylgnęły drugie, miękkie i przyjemnie chłodne w tak upalną noc.

Alex bezwiednie uchylił usta zapraszając tym samym Kaspiana do pogłębienia pieszczoty. Mruknął cicho z zadowoleniem wprost w usta szatyna i nawet nie zorientował się kiedy ten wziął go na ręce.

-Gdzie jest twoja sypialnia? –szepnął pułkownik odrywając się na chwilę od ust chłopaka.

-Po prawo –wydyszał Alex i wtulił się w zagłębienie przy obojczyku. Kaspian pachniał nieziemsko i otulająco pomimo faktu, że jego ciało było przyjemnie chłodne. Chłopak poczuł jak unosi się nad ziemią i jest niesiony w stronę sypialni, a potem delikatnie kładziony na jedwabnej pościeli.

Mężczyzna położył się obok niego i poprawił Alex’owi włosy. Przejechał kciukiem po lekko rozchylonych malinowych wargach, a blondyn delikatnie przygryzł jego palec wywołując przy tym uśmiech na ustach szatyna. Kaspian ponownie wpił się w usta omegi rozpinając powoli guziki piżamy sprawiając, że twarz chłopaka się jeszcze bardziej zaróżowiła. Powoli zszedł pocałunkami na żuchwę, a stamtąd językiem na szyję i niżej aż do różowych, zachęcająco sterczących sutków. Alex jęknął cicho kiedy alfa złapał jeden z nich, po czym zaczął go ssać i przygryzać. Dotyk Kaspiana przynosił ulgę przyjemnie chłodząc rozpalone ciało chłopaka, a jednocześnie przyprawiał go o gęsią skórkę. W pewnym momencie książę poczuł jak nieporadnie w jego włosy wsuwają się szczupłe palce przyciskając jego głowę do rozpalonego ciała. Uśmiechnął się do siebie i znacząc mokrą ścieżkę zsunął się tuż do gumki jego spodenek.

-Powiedz mi kochanie co mam teraz zrobić? –zapytał bawiąc się paskiem.

Alex jedynie jęknął cicho unosząc biodra i pozwalając by całą jego dolna garderoba została z niego zdjęta. Kaspian aż się oblizał widząc, że jego kochanek jest już mocno podniecony, ale nie zamierzał tak od razu dać mu spełnienia. Powrócił do całowania jego brzucha, zszedł niżej na biodra chłopaka, lewe udo, potem prawe i dopiero kiedy dostrzegł, że chłopak jest już niemal na skraju wziął go w usta i zaczął ssać, lizać i drażnić główkę. Po chwili takiej pieszczoty Alex sam zaczął poruszać się w rytmie nadawanym mu przez Kaspiana. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak przy tym jęczy i mruczy od czasu do czasu wypowiadając imię mężczyzny. Chwilę później doszedł niemal krzycząc z rozkoszy, a jego ciało wygięło się przy tym w łuk. Opadł na poduszkę ciężko dysząc i przyciągając księcia do pocałunku. Smakował dziwnie, ale to wcale mu się nie podobało, było po prostu inne od tego co już znał. Książę położył się obok omegi i przykrył go kołdrą nie chcąc żeby chłopak się przez niego przeziębił i poczuł jak bardzo twardy się stał. Patrzył jak powoli zasypia wyczerpany jedynie grą wstępną jaką mu zafundował. Gdyby chłopak miał gorączkę albo on przechodziłby ruję nie mógłby się opanować. Już teraz było mu trudno powstrzymać się by nie wejść w niego i nie zerżnąć jego małego tyłeczka. Sam nie wiedział gdzie znalazł tyle silnej woli aby tego nie zrobić. Pogładził jego pszeniczne, jasne włosy, złożył pocałunek na rozgrzanym czole i poszedł sobie ulżyć do łazienki. Zastanawiał się jak uda mu się wytrzymać bez Alex’a choćby minutę rozłąki. Przeklinał w myślach brata za to, że wysyłał go na Bliski Wschód jako dyplomatę i już zastanawiał się jakby się wymigać od powierzonych mu obowiązków. Zanim wyszedł spojrzał jeszcze po raz ostatni na śpiącego chłopaka, zdjął z siebie koszulę i schował ją w jego szafie, po czym wyszedł tak jak wszedł, przez drzwi prowadzące na taras. Nocne powietrze przyjemnie pieściło jego skórę.

-Wrócę do ciebie skarbie i będziesz mój –szepnął oglądając się za siebie i odjeżdżając swoim sportowym samochodem w stronę pałacu.

 

***

 

Poranek zastał Alexandra wyspanym i zrelaksowanym, choć wspomnienia minionej nocy wywoływały rumieńce na jego twarzy. Był pod ogromnym wrażeniem, że Kaspian pomimo bycia alfą potrafił się opanować i nie dobrać się do jego tyłka. Będąc w internacie nieraz słyszał jak inne, bardziej doświadczone w tym temacie omegi opowiadały sobie jak to zły alfa rzucał się na jakąś i brał siłą. W tym jednak przypadku Alex chciał by mężczyzna go dotykał i pieścił, a jego wewnętrzna omega aż krzyczała, że powinien ją posiąść i zrobić jej dzieciaka choć ten nie miał jeszcze rui i nie zanosiłoby się by w najbliższym czasie miało się to zmienić. Chłopak spojrzał na zegarek. Dochodziła siódma, więc zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki wziąć prysznic. O ósmej przyjdzie ze śniadaniem Henry i nie powinien widzieć go w takim stanie. Założył na siebie jasnoniebieskie jeansowe spodnie i białą koszulę w cieniutkie szare paski oraz zamszowe mokasyny. Uczesał długie blond włosy w koński ogon i usiadł w saloniku oczekując na swojego kamerdynera. Kątem oka dostrzegł na tarasie porzucony koc i książkę przez co na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. W takim stanie zastał go Henry. Na stoliku postawił tacę z pysznościami i podążył za wzrokiem panicza.

-Alex, czy coś się stało? –zapytał zatroskany wiedząc doskonale jak bardzo chłopak lubił ład i porządek.

-Sam nie wiem… -rumieniec na twarzy tylko się pogłębił i wzrok kierował na swoje dłonie leżące na kolanach. –Chyba zrobiłem wczoraj coś strasznie głupiego…

-Co masz na myśli?

-Bo… Kiedy czytałem… On tu przyszedł i… -mruczał pod nosem. –A potem zasnąłem w jego ramionach po tym jak…

-Alex, o czym ty mówisz? Kto tu wczoraj był?

-Kaspian…

-Kto? –kamerdyner poczuł jak przez suche zaciśnięte gardło próbuje mu się przecisnąć jakaś ogromna gula.

-Kaspian –niepewnie powtórzył chłopak.

-Czy wy…? –dalsze słowa nie chciały przejść przez gardło mężczyźnie.

-Nie wiem… -Alex zacisnął dłonie w piąstki aż zbielały mu kłykcie.

-Opowiedz mi co się wczoraj wydarzyło – poprosił Henry siadając po przeciwnej stronie. Alexander podniósł na niego oczy pełne łez, które z zupełnie nieznanego powodu nagle napłynęły i spróbował streścić wydarzenia minionej nocy. Kiedy skończył kamerdyner odetchnął z ulgą i nieco się rozluźnił. –Dobrze, że nic takiego się nie wydarzyło, ale… -urwał i przez chwilę zastanawiał się nad czymś. –Myślę, że będziesz musiał podjąć jakąś decyzję. Już niemal oficjalnie jesteś zaręczony z królem, więc takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, jednak… -zastanawiał się ważyć słowa. –Wasz przypadek jest o wiele bardziej złożony.

-Co masz na myśli? –chłopak cicho pochlipywał popijając herbatę.

-Jesteś omegą, która ma dwóch przeznaczonych… Powinieneś wybrać jednego z nich, ale obawiam się, że król i twoi rodzice już podjęli decyzję za ciebie. Jeśli zapytał byś mnie o zdanie…

-Każdy będzie oczekiwał, że potulnie zgodzę się na ich decyzję?! Ja nie mam nic do powiedzenia?! –zaczął szlochać.

-Alex, chciałem powiedzieć, że gdybyś zapytał mnie o zdanie to uważam, że powinieneś sam podjąć decyzję. To z całą pewnością nie będzie łatwe, ale spróbuj poznać w równym stopniu obu braci.

-Ale… ale on wyjechał… -chłopak ponownie zalał się łzami.

Henry podszedł do niego i objął go delikatnie gładząc przy tym po jasnych włosach. Najgorzej było w takiej sytuacji doprowadzić do rozłąki alfy i omegi. Kiedy coś się nie zgadzało były one wtedy rozchwiane emocjonalnie, niestabilne i depresyjne przez co ciężko było im w jakikolwiek sposób pomóc. Historia znała jedynie kilka takich przypadków i kamerdyner zachodził w głowę co powinien w tej sytuacji zrobić. Czując jak Alex nieco się uspokoił i chyba zasnął w jego ramionach sięgnął do kieszeni po swój telefon i wybrał nr Tomasa. Mężczyzna zjawił się po dłuższej chwili i nieco gniewnie spojrzał w stronę ukochanego widząc jak ten tuli do siebie omegę. Henry nakazał mu milczenie i zaniósł chłopaka do sypialni po czym wrócił do saloniku.

-Potrzebuję pomocy…

-Czyżby? –sarknął Tomas.

-Ty tak poważnie? –zapytał zaskoczony. –Chyba nie sądzisz, że ja… -westchnął ciężko. –Zamiast wyciągać wnioski może mnie wysłuchasz?

-Ja cię cały czas słucham…

-Kochanie… -Henry podszedł do narzeczonego i położył mu ręce na torsie. –Przecież wiesz, że cię kocham. –uśmiechnął się podnosząc nieznacznie głowę i przyciągając lekko w dół za marynarkę by go pocałować. –Alex jest moim podopiecznym i nie łączy nas nic prócz przyjaźni. Uspokój się.

-Nie lubię się dzielić –warknął beta.

-Czasem będziesz musiał –skwitował Henry i odsunął się od mężczyzny. –Mam drobny problem. Alex… On ma dwóch przeznaczonych…

-Co? Możesz powtórzyć?

-Alex ma dwóch przeznaczonych i nie wiem czy to jest najgorsze czy to, że są nimi król i jego brat.

-Przecież historia zna może kilka takich przypadków.

-Wiem. Zdaje się, że jego rodzice i król próbują podjąć decyzję za niego, a nikt nie wie jakie mogą być tego konsekwencje. Z tego co udało mi się przeczytać to do tej pory omega sama podejmowała decyzję. W którymś momencie coś przeważało szalę i sprawa się rozwiązywała, ale tutaj… Król wysłał księcia w celach dyplomatycznych na Bliski Wschód i nie wiem co teraz. Jeśli dobrze zrozumiałem minęło raptem kilka godzin od kiedy wyjechał, a chłopak już wpadł w histerię i to tylko z powodu leżącego na podłodze koca… -Henry nie zamierzał zagłębiać się w temat i tłumaczyć czemu właśnie ta sytuacja wywołała taką reakcję. W końcu był też przyjacielem Alex’a, a nie tylko jego kamerdynerem. –Nie wiem co powinienem w tej sytuacji zrobić. Znając siłę tych więzi król zapewne niedługo się tu zjawi zaalarmowany niepokojem ze strony chłopaka.

-Może jego obecność ukoi nerwy panicza –zasugerował Tomas.

-Może… Zostawmy go. Niech odpoczywa.

-Nie zabierasz jedzenia?

-Zaufaj mi, że jeśli zgłodnieje to lepiej żeby miał jedzenie pod ręką. Jeśli tylko nie dostanie jedzenia kiedy jest głodny przestaje odczuwać potrzebę jedzenia i to może się dla niego w tej sytuacji źle skończyć. Poza tym to tylko owoce i słodkie babeczki z budyniem –po tych słowach opuścili pokoje i skierowali się do pozostałych obowiązków.

 

***

 

Od samego rana król nie mógł znaleźć sobie miejsca ani wysiedzieć na posiedzeniach, które miał na ten dzień zorganizowane. Nie potrafił nawet skupić się na tym co mówili do niego jego urzędnicy, więc każdego zbywał tym, że chce otrzymać od nich oficjalne pisma, nad którymi pochyli się najszybciej jak to tylko będzie możliwe. Obiad zjedzony w towarzystwie generała Lutz’a i jego żony dłużył mu się w nieskończoność, a im dłużej próbował uciszyć swój wewnętrzny głos tym bardziej ten próbował się do niego przebić alarmując, że coś nienajlepszego dzieje się z jego omegą. Nie bacząc na kolejne umówione spotkania kazał je odwołać i czym prędzej wsiadł w samochód kierując się do posiadłości Fitzgeraldów.

-Gdzie on jest?! –krzyknął ledwie przekraczając próg rezydencji.

-Wasza Królewska Mość… -Henry właśnie wyszedł z biblioteki odnosząc przeczytane przez Alex’a książki. –Dobrze Cię widzieć. Alexander jest na górze… -urwał na chwilę, ale widząc, że król kieruje się na schody postanowił zaryzykować i go zatrzymać. –Wasza Wysokość, czy zechciałby król mnie wysłuchać?

-Czego chcesz? –warknął na niego mężczyzna wyraźnie zniecierpliwiony.

-Myślę, że najlepiej jeśli wejdziemy do biblioteki –kamerdyner otworzył drzwi i wpuścił monarchę, rozejrzał się i sam wszedł do środka. –Wybacz mi Wasza Wysokość śmiałość. Wiem, że wysłałeś swojego brata jako dyplomatę na Bliski Wschód, ale obawiam się, że w obecnej sytuacji to nie był najlepszy pomysł…

-Co masz na myśli?

-Myślę, że król dobrze wie co mam na myśli… Obaj jesteście mu przeznaczeni i…

-To nonsens! Takie przypadki się od dawna nie zdarzają.

-Chyba sam w to nie wierzysz –zaryzykował kamerdyner. –Od samego rana Alexander jest rozdygotany emocjonalnie. Płacze z byle powodu, nie chce jeść. Może dałoby się to jakoś odkręcić. Możesz wysłać każdego…

-Nie mów mi co mam robić! -monarcha użył głosu alfy wiedząc, że dość słabo działa na bety.

-Nie zamierzam, ale on jest także moim przyjacielem i nie mogę patrzeć jak cierpi. Myślę, że w tym przypadku powinniście pozwolić zadecydować mu samodzielnie…

-Nie przeginaj…

-Wasza Wysokość, zależy mi jedynie na jego szczęściu. On… Alex jest bardzo delikatny. Jego rodzina zawsze go odtrącała właśnie dlatego kim się urodził, a teraz za wszelką cenę chcą coś zyskać na waszej więzi… Może nie powinienem o tym mówić, ale zawsze mieli gdzieś co stanie się z Alexem. Kiedy zorientowali się, że brat Waszej Wysokości wyczuł w ich domu omegę pomyśleli, że dzięki niemu dotrą do ciebie Panie i jak dobrze wiemy nie mylili się, jednak… Jednak nie przewidzieli, że będzie on przeznaczony wam obu. Teraz kiedy jedna alfa jest tak daleko od niego czuje jakby rozrywało mu duszę i jestem przekonany, że właśnie ten niepokój cię tu sprowadził.

Król milczał wpatrując się w kamerdynera. Wiedział, że to co mówił po części było prawdą. Już podczas tamtego podwieczorku zorientował się, że coś mogło pojawić się między chłopakiem a jego bratem, ale nie sądził, że mogło to zajść jakoś szczególnie daleko. Wysłał go na Bliski Wschód by ich relacja się nie pogłębiła, ale jeśli szatyn miał rację to taka rozłąka z alfami mogła mieć katastrofalne skutki dla omegi, a tego nie przewidział. Rozważał przez chwilę kilka opcji i wybrał z nich jedną, która wydawała mu się najwłaściwsza.

-Spakuj siebie i Alexa. Zabieram was ze sobą. I wezwij tu hrabiego, muszę go poinformować o swojej decyzji.

Henry ukłonił się królowi i wyszedł zostawiając go samego z jego myślami. Jeśli świat by dwakroć zginąć mógł równie dobry lód i jest go w brud… Zadźwięczały mu w uszach słowa. Co jeśli legenda się ziści… Nie mógł pozwolić sobie na walkę z bratem ani na wojnę domową. Miał świadomość, że to wykończyłoby kraj po niedawnych starciach z pobliskim królestwem a tego zdecydowanie chciał uniknąć. Westchnął głęboko i zaczął bawić się małą ognistą kulką, którą bezwiednie stworzył. Nie lubił się dzielić i nie chciał doprowadzić do sytuacji, w której Alex wybierze jego brata, ale jeśli rozłąka działała na niego tak fatalnie jak mówił o tym ten służący to nie zapowiadało się ciekawie. Zrobi wszystko by Alex wybrał jego, choćby miał się mierzyć z bratem w nierównej walce do serca chłopaka.

-Wasza Wysokość mnie wzywał? –w bibliotece pojawił się hrabia wyrywając tym króla z zamyślenia. –W czym mogę pomóc? –przymilnie zapytał Fitzgerald.

-Zabieram Alexa do siebie. Od dzisiaj będzie ze mną mieszkał w pałacu. Jutro z małżonką przyjedziecie do pałacu zrzec się opieki nad nim na rzecz mojej rodziny –powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. –Nadal będzie widniał w rejestrze waszej rodziny, ale od teraz będzie pod opieką moją i mojego brata –ostatnie słowa ledwo przeszły mu przez gardło.

-Jak sobie życzysz Wasza Miłość –w głosie hrabiego słychać było maleńką nutę złości. Jak król śmiał odbierać mu jego własność. Oczywiście planował wepchnąć syna w jego ręce, ale wcześniej chciał go dobrze przygotować do tego i ukształtować na swoją stronę by z czasem bezkarnie móc korzystać ze wszystkich benefitów płynących z bycia częścią rodziny królewskiej, a teraz? Król bezpardonowo zabiera chłopaka, choć jeszcze wczoraj uzgadniali, że poczekają do osiągnięcia przez Alexa pełnoletniości. –Czy mogę wiedzieć co jest powodem takiej zmiany? Muszę coś powiedzieć małżonce, ona jest niezwykle zżyta z naszym synkiem. Mam nadzieję, że zniesie jakoś tą rozłąkę –nawet niewprawny słuchacz wyczułby w tych słowach fałszywe nuty.

-Taką podjąłem decyzję i jej nie zmienię. Jako wasz monarcha nie muszę się z niczego tłumaczyć. Idę do Alexa –wstał gwałtownie z fotela, który zajmował i mijając hrabiego opuścił bibliotekę.

 

***

 

Chłopak siedział w swoim ulubionym wiklinowym fotelu i popijając herbatę patrzył na rozpościerające się przed nim widoki. Natura przyjemnie koiła jego roztrzęsione nerwy. Nigdy wcześniej się tak nie czuł i nie potrafił się odnaleźć w tej sytuacji. Z jednej strony martwił się o Kaspiana, z drugiej nie chciał niepokoić alfy swoim stanem emocjonalnym, bo wiedział, że doskonale czują co się z nim dzieje. Poza tym sam nie wiedział już jakie emocje są jego, a które należą do nich. Wszystko mi się mieszało powodując jeszcze większy mętlik w jego małym serduszku. Właśnie upił z filiżanki łyk ulubionej herbaty kiedy na tarasie stanął Filip. O mały włos nie wylał na siebie zawartości naczynia widząc przed sobą mężczyznę, ale ten szybko zabrał je z jego rąk, odstawił na posadzkę i zamknął chłopaka w szczelnym uścisku powodując najpierw szybsze drżenie serca a potem przyjemne rozluźnienie mięśni. Alexander poczuł jak przynajmniej połowa jego zmartwień i obaw gdzieś ulatuje. Odetchnął lekko i wtulił się w bezpieczne ramiona.

-Już dobrze kochanie -szepnął mu do ucha król. -Jesteś już bezpieczny i zabieram cię ze sobą.

-Jak to? -zapytał zaskoczony omega.

-Wiem, że martwisz się o Kaspiana i jest ci ciężko odkąd wyjechał. Nie wiem jak się o tym dowiedziałeś, ale teraz to nieważne. Kazałem twojemu służącemu spakować was i od dziś będziesz mieszkał ze mną w pałacu.

-Wasza Wysokość…

-Filip -przerwał mu monarcha. -Skarbie, jesteśmy po słowie. Nie musisz tytułować mnie zajmowanym stanowiskiem -pogładził wierzchem dłoni drobną buzię Alexa.

-Filipie, ja… ja coś wczoraj… z-zrobiłem… -zaczął niepewnie chłopak, ale kiedy narzeczony nie przerwał pieszczoty zebrał się w sobie i westchnął. -Ja… ja pozwoliłem…

-Co się stało? Możesz mi powiedzieć -uśmiechnął się do niego i pocałował jego szczupłą, delikatną dłoń.

-Pozwoliłem by Kaspian mnie dotykał -niemal bezgłośnie wyszeptał.

Całe ciało alfy aż się spięło i zamarł w pół ruchu gładząc uspokajająco twarz chłopaka. Jego czekoladowo wiśniowe oczy przez moment zapłonęły żywym ogniem, więc gwałtownie wstał i odwrócił się od narzeczonego. Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem byleby tylko się uspokoić i nie zacząć wrzeszczeć ani tym bardziej zawrócić brata. Jak ten gówniarz śmiał dotykać jego własność?! Jeśli coś mu zrobił to sam go zabije nie bacząc na więź i pokrewieństwo. Rozszarpie go gołymi rękoma, ale wcześniej obedrze żywcem ze skóry i posypie ciało solą. Jak on mógł zrobić mu krzywdę?!

-Filip? -dotarł do niego ledwie słyszalny szept i poczuł na swoich plecach czyjeś palce, gwałtownie się odwrócił i spojrzał na przerażonego Alexa. -On mi nic nie zrobił złego. On… on tylko sprawił, że ja… odpłynąłem…

-Czy ty i mój brat… czy wy… -to pytanie nie chciało mu przejść przez gardło. -Odwróć się -rozkazał.

Alexander posłusznie się odwrócił i po chwili poczuł na swoim karku palący wręcz dotyk alfy. Miał ochotę pisnąć, ale nic nie zrobił zbyt przerażony potencjalną reakcją mężczyzny. Filip odchylił nieco kołnierzyk szukając śladów po oznaczeniu, ale nie dostrzegając ich odetchnął z ulgą. Powoli odwrócił omegę w swoją stronę i zaczął rozpinać guziki koszuli. Rozchylił ją delikatnie i widząc kilka malinek zostawionych na porcelanowej skórze zacisnął mocniej zęby.

-Przepraszam…

-To nie twoja wina kochanie -przytulił chłopaka pozwalając mu niemal zniknąć w jego ramionach. -Czy ty czujesz coś do mojego brata?

Alex aż wzdrygnął się na to niespodziewane pytanie i przez dłuższą chwilę myślał jak powinien odpowiedzieć. W końcu postanowił postawić na szczerość.

-Tak… I choć tego nie rozumiem to kocham was obu w równym stopniu. Z pewnością jestem jakimś rozczarowaniem, wybrykiem natury, co właściwie wcale by mnie nie zdziwiło -zaczął pleść nerwowo. -W zasadzie to zawsze byłem dziwny, więc i tego mogłem się po sobie spodziewać. Nigdy nie mogłem się nigdzie wpasować, lubiłem spędzać czas jedynie samotnie czytając albo spacerując, bo inni jedynie mnie mę… -chciał jeszcze dalej mówić i mówić, ale wtedy poczuł na swoich gorące wargi Filipa tak odmienne od chłodnych, lecz równie namiętnych ust Kaspiana.

-Żałuję, że to nie ja skradam twój pierwszy pocałunek, to nie ja pierwszy pieszczę twoje drobne ciało -król mruczał chłopakowi w usta. -Nie pode mną wiłeś się wczoraj z rozkoszy, nie moje imię krzyczałeś kiedy… -zacisnął mocniej zęby, a kiedy się uspokoił dodał -Wróci za dwa, może trzy miesiące. Na pewno tuż przed Zimowym Przesileniem. A jutro -uśmiechnął się na wspomnienie planu, który właśnie obmyślił -A jutro i pojutrze spędzimy czas razem byśmy mogli się poznać.

-Dobrze -twarz Alexa się rozpogodziła. -Filipie?

-Tak najdroższy?

-Czy w pałacu jest biblioteka?

Król zaśmiał się na to niewinne pytanie i pogłaskał chłopaka po włosach.

-Największa o jakiej wiem w całym Auredonie. Jutro pokażę ci ją z samego rana kiedy tylko wstaniemy. Zanim przygotują dla ciebie komnaty będziesz spał ze mną -dodał poważniej alfa. -Ale spokojnie, nic ci nie zrobię -uśmiechnął się i znów delikatnie połączył ich wargi.

W pokojach panował spory ruch, ale oni byli zbyt pochłonięci rozmową by cokolwiek zauważyć. Z całą pewnością obaj byli usatysfakcjonowani wyjaśnieniem sobie tego co zaszło zeszłego wieczoru. Filip nadal miał żal do brata, ale w głowie wciąż miał słowa bety, że chłopak sam powinien zdecydować z którym z braci chce być. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamierzał zrobić wszystko co w jego mocy by to on stał się tym jednym jedynym bez którego nie będzie w stanie żyć. Uczyni z niego swoją Lunę, która będzie najwspanialszą podporą podczas jego rządów. Z krótkiego zamyślenia wyrwał go Henry oznajmiając, że ważniejsze rzeczy zostały już spakowane, a po resztę przyjedzie kolejnego dnia. Spokojnie mogli już jechać i cieszyć się czasem spędzanym wspólnie. W holu czekali na nich hrabia Fitzgerald z żoną i bliźniacy udając rozpacz z powodu odejścia z domu Alexandra. W rzeczywistości hrabia wściekał się, że nie będzie miał kontroli nad synem, hrabina liczyła, że będzie mogła przygotować u siebie ceremonię zaręczyn i wyrobi sobie nowe, interesujące kontakty, a Bastian i Victor patrzyli na to wszystko obojętnie. Nigdy nie byli zbyt zżyci z młodszym bratem, więc w zasadzie było im wszystko jedno gdzie będzie spał w pałacu, w domu czy w kartonie pod mostem. Liczyło się tylko to by nie psuł im reputacji swoim zachowaniem.

Henry rzucił jeszcze tęskne spojrzenie za narzeczonym, spuścił głowę i pierwszy opuścił rezydencję. Ledwie zdążyli się zaręczyć i spędzili całą noc ze sobą jedynie leżąc w objęciach a już przyszło im się rozstać. Twarz Tomasa nie wyrażała żadnych emocji, więc po prostu wyszedł zabierając ze sobą wspomnienia czułych gestów, niecierpliwych pocałunków, drżących ciał. Zastanawiał się czy nie powinni się rozstać skoro ich wspólna przyszłość dziś jawiła się w nikłych barwach. Zdecydowanie jutro z nim porozmawia. Jutro…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OGIEŃ I LÓD - Rozdział 2

OGIEŃ I LÓD - Rozdział 3