OGIEŃ I LÓD - Rozdział 5

 -Tomas, dobrze wiesz, że musiałem z nim pojechać -powiedział Henry przekraczając próg ich sypialni.

-Wiem, ale mogę być o to wściekły prawda? Jak to ma teraz wyglądać? Ja tu, a ty tam! -mężczyzna zaczął krzyczeć.

-Tom ja też nie jestem z tego zadowolony. Porozmawiam z Alexem, ale daj mu trochę czasu przywyknąć do nowych realiów -Henry podszedł do narzeczonego i objął go za szyję. -Uwierz mi, że wolałbym spędzać noce z tobą niż w tym zimnym pokoju z dala od twoich ramion.

-Udowodnij mi to -uśmiechnął się beta i przyciągnął kochanka za pośladki bliżej siebie.

Henry zamruczał tylko na tą nagłą bliskość i otarł się biodrem o lekką wypukłość na spodniach Tomasa. Wsunął palce w jego idealnie ułożone kruczoczarne włosy i przyciągnął go do siebie w namiętnym pocałunku. Mężczyzna przez chwilę próbował udawać niedostępnego, ale widząc starania ukochanego z uśmiechem na ustach rozchylił wargi zapraszając tym samym kochanka do wspólnego tańca ich języków. Minęła dłuższa chwila kiedy się od siebie oderwali i dysząc ciężko opadli na łóżko. Henry usiadł Tomasowi na kolanach i zaczął rozpinać jego kamizelkę. Całował go przy tym po żuchwie, przygryzał płatek jego ucha. Ręce narzeczonego błądziły po jego plecach od czasu do czasu schodząc na kształtne pośladki i ściskając je zmuszając niejako w ten sposób mężczyznę by poruszał biodrami ocierając się o męskość bety. Kiedy Henry miał już się zabrać za guziki jego koszuli w pokoju rozległ się dźwięk dzwonka i ciche przekleństwo Toma.

-Oni zawsze mają wyczucie -jęknął. -Nic im się nie stanie jeśli chwilę poczekają -uśmiechnął się do drugiej bety, a widząc jego zaskoczone spojrzenie dodał -Przecież nie pokażę im się w takim stanie -spojrzał wymownie na swoje spodnie.

Henry zsunął się z jego kolan i kazał mu się odprężyć, a po chwili majstrował już przy rozporku by wyjąć ze spodni jego męskość. Przez chwilę masował go dłonią, a potem włożył do ust główkę i delikatnie się na niej zassał. Tomas jęknął czując na sobie gorący język kochanka i skupiając się jedynie na swoich doznaniach przycisnął jego głowę niemal dotykając gardła mężczyzny. Zaczął coraz gwałtowniej poruszać biodrami sprawiając, że mężczyzna co jakiś czas był przez niego lekko przyduszany aż w końcu eksplodował wypełniając całe usta kochanka swoim nasieniem. Henry połknął wszystko choć za tym nie przepadał i pozwolił się przyciągnąć do pocałunku. Po chwili Tomas wyszedł z sypialni zostawiając mężczyznę samemu sobie. Kamerdyner opadł na łóżko w miejscu gdzie wcześniej siedział beta, rozpiął spodnie i drżącą dłonią sam zaczął się pieścić marząc by to inne dłonie w tej chwili go dotykały. Koniecznie musi porozmawiać z Alexem i jakoś przekonać go by ten pozwolił Tomowi przenieść się do pałacu. Przez lata mężczyzn łączyło coś więcej niż tylko seks, ale żaden nie chciał składać drugiemu deklaracji. Nawet teraz, kiedy już się zaręczyli nie powiedzieli sobie tych dwóch słów, dziewięciu liter świadczących o łączącym ich uczuciu, jakby bali się, że to się skończy i nic między nimi nie zostanie prócz wspomnień. Jego oddech przyspieszył, ruchy stały się niespokojne i w pewnej chwili on także doszedł z imieniem ukochanego na ustach.

-Następnym razem poczekaj aż wrócę. Chcę widzieć jak to robisz -wychrypiał Tomas, podszedł do łóżka i położył się na zaskoczonej becie. -Mam nadzieję, że nie łudzisz się, że teraz puszczę cię do domu?

-Nie -wyszeptał Henry pozwalając by chłodna dłoń dotknęła jego twardniejącego przyrodzenia.

-Właśnie tak -szepnął mu mężczyzna do ucha. -Uwielbiam kiedy tak jęczysz i wijesz się pode mną.

Tomas przekręcił jednym ruchem Henry’ego na brzuch i pozbawił go spodni. Przez chwilę ocierał się o niego by niespodziewanie wejść w jego dziurkę wywołując przy tym krzyk i grymas bólu na twarzy narzeczonego. Czując jak się na nim zacisnął przestał wsuwać się głębiej czekając aż się przyzwyczai, a kiedy się rozluźnił wszedł do końca i zaczął się spokojnie poruszać. Po dłuższej chwili uderzył w czuły punkt chłopaka i z jego gardła wydobył się jęk rozkoszy. Przyspieszył swoje ruchy powodując intensywniejsze doznania, a kiedy czuł, że obaj są już blisko zaczął masować kochanka by ten w pełni odpłynął. Doszedł w środku, a potem obaj opadli dysząc na chłodną pościel.

-Powinienem już iść i sprawdzić czy spakowali resztę jego rzeczy.

-Idź pod prysznic, a ja naszykuję ci nowe ubranie -pocałował go w kark i wstając klepnął w pośladki.

Henry zmierzył go wzrokiem, a kierując się w stronę łazienki pociągnął go za sobą. W końcu musiał się nim nacieszyć nie wiedząc kiedy się ponownie dane im będzie się spotkać.

 

***

 

Alex obudził się w ogromnym łożu w czyichś ciepłych ramionach i dłuższą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie co się takiego wydarzyło, że znalazł się w tym miejscu. Kiedy uświadomił sobie gdzie się znajduje oblał się rumieńcem i chciał opuścić wygodne posłanie, ale jego towarzysz wcale nie miał zamiaru go puścić. Czując ruch na poduszce odwrócił się i spojrzał w wiśniowo brązowe tęczówki. Mimowolnie się uśmiechnął, poczuł jak Filip przyciąga go bliżej siebie i zaciąga się zapachem jego szamponu do włosów.

-Dzień dobry kochanie -uniósł jego twarz za podbródek i delikatnie musnął jego wargi. -Nasz pierwszy wspólny poranek -uśmiechnął się i odgarnął Alexowi kilka kosmyków za ucho. -A zaraz będzie nasze pierwsze śniadanie do łóżka.

Omega czuł jak coraz bardziej się rumieni, ale tylko kiwnął głową i schował się w ramionach mężczyzny. Pachniał zupełnie inaczej niż Kaspian. Jak ciepły piasek na plaży, morska bryza i las latem. Zanurzył się w tej woni i nawet nie zauważył kiedy weszła służba niosąc śniadanie.

-Nie wiedziałem co lubisz, więc przynieśli wszystkiego po trochu -uśmiechnął się przepraszająco.

-Lubię owoce na śniadanie. Henry zawsze przynosi mi je kiedy jestem w domu. W szkole jadłem to co było. Zazwyczaj jakieś lekkie sałatki, twarożki. Omegi jedzą znacznie lżej niż alfy -uśmiechnął się do mężczyzny opierając się na poduszkach kiedy służąca podawała im tace z jedzeniem.

-Musisz mi powiedzieć co jadasz żeby nasza kuchnia mogła przygotowywać dla ciebie posiłki.

-Filipie, jadam w gruncie rzeczy to samo co ty, tylko w mniejszych porcjach -zerknął na swoją uginającą się od jedzenia tacę i obaj się roześmiali.

Jedzenie upłynęło im w miłej atmosferze. Król co jakiś czas próbował dokarmić Alexa jakimś owocem albo tostem z dżemem, ale chłopak skutecznie się bronił. Wypił tylko sok pomarańczowy, zjadł jedną grzankę z masłem i dżemem morelowym oraz kilka dodatkowych owoców podsuniętych mu przez alfę. Herbaty nawet nie ruszył odsuwając od siebie filiżankę jak najdalej, jednak nie chcąc martwić Filipa powiedział jedynie, że nie ma na nią ochoty. Po śniadaniu poleżeli jeszcze chwilę w łóżku, a potem król wezwał do siebie swojego kamerdynera i kazał przygotować im miejsce w altanie jego matki w południowo-wschodniej części ogrodu, zupełnie innej niż tej gdzie jedli jakiś czas temu podwieczorek. Niestety Filip nie mógł sobie pozwolić całkowicie na rezygnację ze swoich zajęć, więc postanowił, że póki pogoda dopisuje będą spędzać czas w ogrodzie.

Za niecały tydzień Alex miał iść do tutejszego liceum dla omeg i trzeba było załatwić kilka formalnych spraw. Przede wszystkim zaręczyny, ale z drugiej strony te nie powinny odbyć się bez udziału Kaspiana. Westchnął ciężko zastanawiając się jak powinni rozwiązać ten impas w jakim się znaleźli. Jeszcze nikt w królestwie nie słyszał o podwójnych zaręczynach a obawiał się, że właśnie to może ich czekać… Oderwał się od swoich papierów i popatrzył na chłopaka siedzącego pod drzewem i czytającego książkę. W jednej chwili był wesoły jednak w ułamku sekundy zaczął cichutko pochlipywać i ukradkiem ocierać łzy. Filip podbiegł do niego niemal potykając się o jedno z krzeseł, a kiedy do niego dopadł zgłupiał kompletnie widząc na ustach chłopaka błąkający się uśmiech. Książka… to wszystko przez tą cholerną książkę…

-Coś się stało? -Alexander podniósł na niego wzrok znad książki.

-Płakałeś…

-Czytałem bardzo wzruszający fragment… -na jego policzkach pojawił się rumieniec sprawiając, że alfa poczuł ogromną potrzebę pocałowania go i już miał to zrobić kiedy ktoś chrząknął dając znać o swojej obecności.

-Lutz… -jęknął alfa przypominając sobie, że wezwał generała do siebie. Popatrzył na swoją omegę, pocałował go w czubek głowy i warknął do mężczyzny. -Do altany.

Generał posłusznie ruszył krok za nim, a potem wygodnie rozsiadł się na jednym z krzeseł. Zaciągnął się dolatującą do niego nikłą wonią winogron i bzu i czekał aż monarcha raczy na niego spojrzeć.

-Za miesiąc pojedziesz z żoną na Bliski Wschód zastąpić jako dyplomata mojego brata. Zabierz ze sobą swojego najstarszego syna, tamtejszy król ma na wydaniu omegę i może będzie skłonny wydać ją za syna jednego z moich najlepszych generałów, zwłaszcza, że nie dziedziczy ona tronu. Musimy utrzymać z nimi dobre stosunki, bo kolejnej wojny nam nie trzeba. Pomimo upływu dwudziestu lat jeszcze nie w pełni podnieśliśmy się po tamtych wydarzeniach.

-Oczywiście Wasza Wysokość. Czy… -generał spojrzał w stronę Alexa.

-Tak, to mój przeznaczony… Mojego brata też…

-Jak to możliwe? -zapytał zaskoczony generał.

-Sam bym chciał wiedzieć. Właśnie dlatego musisz za miesiąc być już na miejscu. Nie mogę narażać go na długotrwały stres związany z rozłąką, a nie wiem jak dokładnie działa taka więź. W sensie wiem jak działa taka normalna więź, widziałem ją u mojego ojca i matki Kaspiana… Dlaczego to nie może być prostsze?! -Filip oparł się na rękach i chwycił za włosy jakby próbował je wyrwać. -Czy ja wszystkim muszę się z nim dzielić? Najpierw ojciec, teraz przeznaczony? To jest nie fair! -podnosi głowę i napotyka zaskoczony wzrok blondyna, uśmiecha się do niego niemrawo i znów skupia na swoim rozmówcy. -Słuchaj Lutz, masz utrzymać ten porządek za wszelką cenę i zyskać nam nowego sojusznika.

-Tak jest Wasza Miłość. Jeśli masz życzenie zlecę żonie by zerknęła w Królewskiej Bibliotece czy nie ma księgi o podwójnej więzi.

-Sam czegoś poszukam. Na szczęście większość księgozbioru została udostępniona rodzinie królewskiej na dysku sieciowym. Przejrzę to kiedy Alex pójdzie spać. Nie chcę tracić ani minuty z czasu, który wspólnie spędzamy.

-Widziałem cię flirtującego z wieloma osobami, ale na nikogo nie patrzyłeś z takim pożądaniem jak na niego -uśmiechnął się pod nosem generał. -Wybacz Wasza Wysokość -speszył się orientując się, że mówił na „ty” do króla.

-Nic nie szkodzi -zachichotał monarcha. -Idź już, chcę do niego wrócić.

Lutz ukłonił się nisko i odszedł. Alfa popatrzył na młodzieńca, który nadal był pogrążony w lekturze, podniósł się i podszedł do niego zabierając mu lekturę.

-Koniec czytania na teraz -uśmiechnął się widząc jego zawiedzione spojrzenie.

-Ale… Ale zostały mi dwie strony do końca rozdziału…

Filip westchnął i oddał mu książkę, a widząc uśmiech na jego buzi sam go odwzajemnił. Usiadł na kocu na wprost chłopaka i cierpliwie czekał aż skończy, a trzeba nadmienić, że cierpliwość nie była jego mocną stroną. Na szczęście nie zajęło to zbyt długiego czasu, właściwie w sam raz by służba zdążyła przynieść im lunch. Znalazły się w nim owoce, jogurt naturalny, granola, kanapki z mięsem i karafka wody z miętą, przyjemnie orzeźwiająca tego dnia. Filip usiadł bliżej Alexandra, złapał ładną, soczystą malinę i przysunął ją do ust chłopaka, który momentalnie przybrał na twarzy jej kolor, ale posłusznie otworzył usta pozwalając się karmić. Alfa przejechał kciukiem po jego ustach i jęknął cicho próbując powstrzymać się przed wpiciem się w wargi chłopaka kradnąc mu pocałunek.

-Ja nie wytrzymam -szepnął, a widząc pytające spojrzenie omegi dodał. -Próbuję cię nie pocałować, ale nie mogę widząc jak rozkosznie się rumienisz -popatrzył na niego przepraszająco.

Alex wstrzymał oddech, jednak nie widząc ruchu ze strony alfy wrócił do jedzenia jogurtu z granolą. Przez chwilę bawił się łyżeczką i dorzucał owoce, a kiedy uznał, że ma już wszystko czego potrzebował nabrał porcję i skierował ją w stronę Filipa. Ten prosty gest wywołał u niego szeroki uśmiech i pomyślał o nim jak o pośrednim pocałunku, w końcu jedli jedną łyżeczką. Chyba ta szczerość podobała się chłopakowi, więc postanowił ją kontynuować. Między nimi było piętnaście lat różnicy i za wszelką cenę nie chciał przestraszyć chłopaka. Odgarnął mu kilka kosmyków za ucho i wierzchem dłoni pogładził policzek. Bogowie ile by dał by tu i teraz wił się pod nim na tym kocu jęcząc i krzycząc z rozkoszy. Nawet gdyby zaciążył i chciał się dalej uczyć to zrobiłby wszystko by spełnić jego zachcianki i marzenia. Zrobi dla niego wszystko czego zapragnie. Z zamyślenia wyrwał go delikatny dotyk chłodnej dłoni na policzku i zatroskane spojrzenie omego.

-Czy coś się stało? Zrobiłem coś? -zapytał z nutą strachu w głosie.

-Rozkoszuję się twoim zapachem.

Alex znów się zarumienił i spuścił wzrok ukrywając swoje piękne tęczówki w kolorze lapis lazuli pod firaną długich rzęs. Alfa podniósł jego twarz tak by mógł patrzeć mu w oczy i szepnął:

-Mogę? -nachylił się tak, że ich usta się niemal stykały.

Alex jedynie kiwnął głową zezwalając na pocałunek i rozchylił drżące wargi zapraszając tym alfę do pogłębienia pieszczoty. Westchnął cicho czując, że jest bardziej przyciągany do siebie i sadzany na kolanach po czym wtulił się w duże, bezpieczne ramiona pozwalając sobie na oddanie się tej chwili przyjemności.

-Smakujesz malinami -stwierdził Filip kiedy przerwali pocałunek. -Chciałbym móc smakować twoje całe ciało -czując, że chce się wyrwać przytrzymał go mocniej do siebie -ale nie zrobię tego. Poczekam, aż będziesz gotowy -chłopak pokiwał głową i spróbował się uśmiechnąć.

Spędzili tak siedząc już czas do wieczora, Filip kazał sobie przynieść dokumenty na koc, a Alex wrócił do lektury, którą przerwał jednak nadal siedział na kolanach alfy i czuł się przyjemnie odprężony. Chyba to był pierwszy raz w całym jego życiu kiedy czuł się na miejscu i akceptowany. Słowo kochany jeszcze nadal nie przechodziło mu przez myśl, ale nie próbował się na razie zastanawiać nad łączącą go z Filipem czy Kaspianem relacją. Tak było dobrze… Od czasu do czasu podkarmiali się jeden drugiego owocami albo kanapkami, służba przynosiła świeżą wodę i co jakiś czas król prosił go o pocałunek jakby chciał go przyzwyczaić do swojej bliskości i czułości. Nigdy niczego nie robił bez jego pozwolenia, w nocy nawet go nie dotknął, a jedynie kiedy miał zły sen gładził go po plecach i włosach. Gdyby Alexander wiedział ile go to wszystko kosztuje i jakie pragnienia szaleją w ciele króla z pewnością uciekłby gdzie pieprz rośnie.

 

***

 

Tych kilka dni odkąd się wprowadził do pałacu minęło jak z bicza strzelić, nawet nie zorientował się, że najwyższy czas iść do szkoły. Jego pokój nadal nie był gotowy, ponieważ król zarządził remont i właśnie wybierali farby oraz meble do jego sypialni, a to oznaczało, że spędzi jeszcze kilka nocy w łóżku narzeczonego. Służba na początku szeptała, że to niepodobne aby spać w jednym łóżku przed ślubem, ale wystarczyła jedna reprymenda ze strony Filipa i wszystkie głosy ucichły. Alex właśnie pakował zeszyty i książki do torby kiedy zauważył, że Henry nieobecnie po raz piąty prasuje jego koszulę i czyści z paproszków mundurek.

-O czym tak myślisz? Martwisz się o Tomasa? -milczenie przerwał Alexander.

-To nie tak, że się martwię, ale za nim tęsknię. Zaręczyliśmy się…

-To wspaniale! -pisnął chłopak i podbiegł do kamerdynera by go uściskać, nagle w sypialni rozległo się groźne warczenie. -Filip -przestraszył się omega.

-Ty! -wskazał na Henry’ego -Wynoś się stąd natychmiast!

-Filip, proszę… -w oczach chłopaka pojawiły się łzy. -To nie tak…

Król podszedł do narzeczonego i stał nad nim z zaciśniętymi w wąską linię wargami. Patrzył i zdawało się, że próbuje nad sobą zapanować. Biła od niego wściekłość, a powietrze wokół jego sylwetki zaczęło delikatnie falować. Omega skulił się w sobie, nogi miał jak z waty, a kiedy poczuł na sobie palący dotyk mało nie zemdlał.

-Nie pozwól by inni cię dotykali -warknął cicho do ucha i przyciągnął do siebie mocno Alexa. -Nienawidzę kiedy ktoś dotyka coś co jest moje!

-Nie jestem twoją własnością! -chłopak wyrwał się z objęć jakby coś w niego wstąpiło. -Wydaje się wam, że skoro jestem omegą to możecie traktować mnie jak rzecz? Czy wy już do reszty oszaleliście? Rodzice jakby mogli sprzedaliby mnie tylko po to by pozbyć się niechcianego kłopotu z domu. Nigdy nie chcieli mieć omegi w rodzinie, bo to przecież jak wychowywanie dziecka dla chluby innych… A teraz ty chcesz mi odebrać przyjaciela tylko dlatego, że się do niego przytuliłem gratulując mu zaręczyn? -popatrzył zapłakany na alfę a widząc jego przygłupią, zdezorientowaną minę odwinął się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami, a potem skierował się do ogrodu. Chciał poprzechadzać się na świeżym powietrzu i uspokoić swoje nerwy. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek może tak wybuchnąć właściwie z jakiego powodu? Bo Filip wściekł się, że przytulił przyjaciela? A niech się wścieka, będzie się przytulał do kogo będzie miał ochotę. Zmęczony własnymi emocjami usiadł pod wielkim dębem i nawet nie poczuł kiedy do snu ukołysała go muzyka świerszczy.

 

***

 

Rozwścieczony chodził po pokoju. Jak on śmiał się w ten sposób do niego odezwać, przecież był tylko omegą, która dobrowolnie powinna była się podporządkowywać jego woli. Ale nie… On musi być inny… Nie jest jego własnością? Udowodni mu, że jest zupełnie inaczej. Już nie będzie mu schlebiał i traktował jakoś specjalnie wyjątkowo. Najwyższy czas by zaczął zachowywać się jak na przyszłą Lunę przystało! W dupie ma, że Alex jest przeznaczony też jego bratu, to jemu obiecał małżeństwo, to jego szczeniaki urodzi czy mu się to podoba czy nie. Szkoła? Proszę bardzo! Do pierwszej ciąży, a potem może zapomnieć o dalszej edukacji. Poprzewracało się w główkach tym ślicznym omegom… Z zamyślenia wyrwało go ciche pukanie do drzwi.

-Wejść! -warknął.

-Wybacz Wasza Miłość, ale próbowałam znaleźć Alexa -nie podnosząc nawet głowy odezwał się Henry. -Obawiam się, że mógł się zgubić w ogrodzie.

-Jak to zgubić się?! Miałeś na niego uważać! -przyparł do ściany betę. -Co z ciebie za kamerdyner!

-Nie należy to do moich obowiązków -odrzekł Henry. -Gdybym wiedział gdzie jest Alexander nie kłopotałbym króla odnalezieniem go, ale widzę, że trafiłem na zły moment. Sam spróbuję go odnaleźć.

-Nawet nie waż się go dotknąć!

-Bo co?! -krzyknął kamerdyner, jego oddech przyspieszył i wiedział już, że przegrał walkę o bycie z ukochanym Tomasem właśnie w momencie kiedy podniósł głos na monarchę. -Myślisz, że możesz tak sobie traktować go jak rzecz? Nie różnisz się tym od jego rodziców i braci! Alex jest dobrym, wrażliwym chłopakiem, który nigdy nie był kochany przez najbliższych -jego emocje rosły i już nie zważał na to z kim rozmawia. -Nigdy wcześniej nie okazywał nikomu tak jawnie sympatii, a dziś chciał mi pogratulować szczęścia. On jest dla mnie jak młodszy brat, wychowałem się z nim choć od małego był wysyłany do szkoły z internatem by nie przeszkadzać rodzicom. Faszerowali go lekami żeby nikt nie zorientował się, że mają syna omegę albo żeby nie narobił im wstydu dostając gorączki. Masz świadomość, że ma piętnaście lat a nigdy dotąd jej nie miał? Wiesz, że przez to co robili mu rodzice może mieć problem z zajściem w ciążę? -król próbował przerwać kamerdynerowi monolog, ale ten ruchem ręki go powstrzymał. -Potem zorientowali się, że mimo ich zabiegów twój brat wyczuł ich syna i uknuli plan dzięki któremu wepchnęli chłopaka w twoje ramiona. Myślisz, że oni nie wiedzieli co robią? Chcą osiągnąć swoje cele sprzedając syna. Dzięki bogom nie wiedzą, że on jest przeznaczony tobie i twojemu bratu. Dopiero wywołaliby presję na nim. Podjęliby decyzję za niego z kim ma się związać, a uważam że powinien sam o tym zdecydować, nawet jeśli… - w końcu urwał swój monolog jakby dotarło do niego, że się zagalopował.

-Nawet jeśli co? -podchwycił ostatnie zdanie Filip.

-Nawet jeśli oznacza to śmierć któregoś z was -dokończył ciszej Henry.

-Poszukam Alexa. A ty wybierz jednego z naszych kamerdynerów i wyślij go do Fitzgeraldów. Nie chcę rozdzielać gołąbków… -powiedział chłodno kierując się w stronę drzwi, mijając kamerdynera przystanął na chwilę, a potem bez słowa ruszył dalej.

-Dbasz o swój interes… -dodał Henry nim zamknęły się za alfą drzwi.

 

***

 

Noc była chłodna i przyjemnie orzeźwiająca. Od południa wiał lekki wiaterek niosąc ze sobą delikatny zapach morskiej bryzy. Alfa wciągnął głęboko powietrze w płuca i próbował wyłapać w ferii zapachów te należące do omegi. Nadal było to nieco utrudnione ze względu na leki, które przez długi czas musiał przyjmować. Wciąż w uszach szumiały mu słowa kamerdynera o tym jakie życie musiał prowadzić chłopak, o braku miłości, o tym, że to inni decydowali o nim. Nie chciał być do nich podobny. Pragnął dać Alexowi prawdziwy dom na jaki zasłużył, ale Henry miał rację, to omega powinna w ich nietypowej sytuacji dokonać wyboru. Mógł jedynie spróbować go poznać i dać się poznać, ale nie mógł odebrać mu tej szansy również z Kaspianem. Powinien wcześniej zorientować się, że coś jest na rzeczy. Przecież żaden inny alfa nie ważyłby się tknąć czyjegoś przeznaczonego gdy ten jest niemal na wyciągnięcie ręki, a jego brat zrobił to bez mrugnięcia powieką. Już wtedy musiał czuć tą więź, która się między nimi zawiązała. Nagle w sercu poczuł lęk, że chłopak wybierze jego brata, a jego, jeśli wierzyć słowom bety, czekała śmierć. W romantycznych legendach nigdy nie wspominano o tym co działo się z rywalem drugiego alfy i może to miało sens? Po co czynić okrutną historię o miłości przeznaczonych sobie osób? Ciekaw był czy Kaspian odczuwał podobny lęk, czy wiedział co się wydarzyło, a może spokojnie wypełniał powierzone mu zadania dyplomatyczne. Długo tak rozmyślał, aż nogi poniosły go w stronę starego dębu. Podobno to pod nim oświadczył się jego ojciec matce Kaspiana. W przeciwieństwie do matki Filipa ona była mu przeznaczona. Głupie małżeństwa polityczne… By zapewnić sobie sojusz swoich buntowniczych, zmęczonych wojnami żołnierzy poślubił córkę jednego ze swoich generałów. Dobrze, że dziadek tego nie widział. Chyba oszalałby na samą myśl, że ożenił się z panną z ubogiej szlachty. Z drugiej strony zapewne przewracał się w grobie kiedy trzy lata po jej śmierci wziął za żonę zwykłą dziewczynę z ludu kiedy zobaczył ją na festiwalu z okazji Letniego Przesilenia.

Filip obszedł dookoła wielki pień i w końcu odnalazł Alexa skulonego w pozycji embrionalnej z głową wspartą na jednym z konarów. Zdjął z siebie marynarkę i okrył nią ciało chłopaka, a potem tak by ten się nie zbudził wziął go na ręce i poprowadził krętymi alejami z powrotem do pałacu. Dopiero teraz zauważył jak lekki jest Alex. Jego jasne, pszeniczne włosy opadały miękko na jasną, porcelanową twarz, malinowe usta delikatnie poruszały się jakby chciał coś powiedzieć, a długie rzęsy rzucały uroczy cień na blade policzki. Powinien być wobec niego bardziej delikatny. Nagle z zamyślenia wyrwał go cichy szept chłopaka.

-…Kaspian… uważaj… -poruszył się jakby śnił mu się koszmar na co Filip mocniej go do siebie przytulił i pocałował w skroń. Przyspieszył kroku i napotykając w drzwiach do ogrodu zaniepokojonego Henry’ego oddał mu chłopaka i poszedł do gabinetu.

Jedne sygnał…

Drugi…

Trzeci…

-Czego chcesz? -odezwał się zaspany głos Kaspiana.

-Nic ci nie jest? -zapytał chłodno, ale z wyczuwalną ulgą monarcha.

-A co ma mi być? -fuknął alfa.

-Alex miał zły sen i chciałem się upewnić, że nic ci nie jest -w słuchawce zapanowała cisza. -…Kaspian?

-Jestem -jego głos był niczym lód.

-Wiesz, że on…

-Jest twoim przeznaczonym.

-Tak, ale to nie tylko to. Alex należy…

-… Wiem, jest też moim przeznaczonym, ale on podjął już decyzję -w wypowiedź mężczyzny wkradła się nuta rozżalenia. -Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi -chciał się rozłączyć, ale brat mu nie pozwolił.

-Gdyby podjął decyzję myślisz, że śniłby o tobie? Nie jestem z tego powodu szczęśliwy i wolałbym być jedynym mężczyzną w jego życiu… Jestem na ciebie wściekły za to co zrobiłeś przed wyjazdem, ale… -zawahał się chwilę i dodał -Generał Lutz zastąpi cię niedługo, a ty wrócisz do domu.

-Będziesz miał miesiąc przewagi…

-I zaliczyłem już jedną wtopę…

-Ty? Pan doskonały? -w słuchawce rozległ się szczery śmiech, którego Filip nie słyszał u brata od śmierci ojca.

-Tak, ja -uśmiechnął się sam do siebie. -Kaspian, zamierzam pozwolić mu samemu wybrać, ale nie poddam się bez walki. Jednak wiesz czym grozi jego wybór.

-Mam to powiedzieć na głos? -zapytał już opanowany mężczyzna.

-Więc wiesz…

-Tak. Przejrzałem archiwa Królewskiej Biblioteki, choć ciężko było coś znaleźć -obaj zamilkli na dłuższą chwilę. -Filipie, ja nie mam zamiaru się poddać.

-Więc kładziemy dla omeg na szali królestwo i życie.

-Dla wyjątkowej omegi -dodał Kaspian i rozłączył się.

Wstał, wyszedł na taras, z którego rozpościerał się widok na całe miasto i wciągnął w płuca suche, palące, pustynne powietrze. Już tęsknił za oceanem, ciepłym piaskiem pod stopami obmywanymi przez jego nieskazitelnie czyste wody, za zielenią łąk i drzew. Kiedy tak rozmyślał dotarł do niego dźwięk otwieranych drzwi. Zapewne gdyby spał nic by go nie zbudziło. Usłyszał ciche, ciężkie kroki zbliżające się do jego łóżka, a potem przez chwilę widział błysk ostrza wbijającego się w poduszkę i kołdrę. Zawsze lubił spać z czymś między nogami, jakąś poduszką, kocem, czymkolwiek, a teraz odruchowo nakrył jedną z nich cienką poszwą i wyszedł na taras rozkoszować się widokiem miasta u swoich stóp. Bezszelestnie podszedł do drzwi, skupił się i skierował dłoń w stronę stojącej u wezgłowia postaci. Poczuł przyjemne łaskotanie w opuszkach zwiastujące uwalniającą się moc i nagle osoba próbująca go chwilę temu zabić w połowie skuta była już lodem. Wszedł do środka i jak gdyby nigdy nic zapalił światło nocnej lampki.

-Witaj królu -uśmiechnął się i spokojnie podszedł do monarchy. -Masz doprawdy dziwny sposób opieki nad gośćmi.

-Powinieneś teraz zdychać w tym łożu -wysyczał mężczyzna.

-Aż tak nas nienawidzisz?

-A mam powód by was kochać? Myślisz, że nie wiem po co tu przyjechałeś? Moja córka jest za młoda by wyjść za mąż.

-Nie zrozum mnie źle Wasza Wysokość, ale ja mam swojego przeznaczonego. Byłoby dla nas zaszczytem gdyby twoja omega znalazła wśród naszych ludzi swoją bratnią duszę, ale tego nie da się przewidzieć.

-Więc po co tu przybyłeś?

-Wyłącznie w celach dyplomatycznych -Kaspian uśmiechnął się i sprawił, że lód nieco stopniał. -Mój brat mnie tu wysłał licząc na ocieplenie naszych stosunków. Zupełnie nie pojmuję czemu sam się nie zjawił, myślę że jego przybycie bardziej by cię zadowoliło niż moje, ale nie mamy na to wpływu. Zresztą niedługo zastąpi mnie generał Lutz, muszę pilnie wrócić do stolicy. Zaufaj mi, nie zależy nam na związku małżeńskim a jedynie na dobrych relacjach. Wasz kraj jest dla nas cennym sojusznikiem.

-Więc o to wam chodzi… -zaśmiał się król Bliskiego Wschodu. -Jesteście tak słabi, że szukacie sojuszników?

-Nie -spoważniał Kaspian. -Nie szukamy sojuszników szykując się do wojny ani obrony. Chcemy stworzyć Unię dającą możliwość wzajemnego wsparcia i pomocy w rozwoju. Liczyliśmy, że będziesz zainteresowany, ale chyba się myliliśmy…

Na twarzy monarchy malowała się wściekłość, ponieważ Kaspian doskonale wiedział w jaki czuły punkt uderzyć. Bliski Wschód faktycznie doskonale stał pod względem militarnym, ale pod gospodarczym już zdecydowanie gorzej. Nie licząc stolicy w większości miast panowała bieda, ludność głodowała, a dzielnice przepychu odgradzały się od reszty grubymi, wysokimi murami. Możliwość uczestniczenia w Unii byłaby niezwykle na rękę krajowi i jego mieszkańcom. Istniała szansa na zmniejszenie różnic społecznych i na dorównanie pod innymi względami Auredonowi. Król przygryzł wargę nie zauważając, że książę  wyswobodził go z lodowych okowów, rozważał nieoficjalną propozycję Kaspiana.

-A co z tego będzie miał twój kraj? -spytał po dłuższej chwili.

-Wasze militarne wsparcie. Resztę szczegółów powinieneś królu omówić któregoś dnia z moim bratem.

-Przemyślę waszą propozycję. Wybacz mi moje zachowanie książę.

Kaspian skrzywił się słysząc swój tytuł, ale nic nie powiedział. Patrzył na króla Franciszka Ferdynanda i lustrował jego postawę. Czuł, że czeka ich jeszcze długa droga nim zgodzi się przystąpić do Unii, ale liczył że monarcha się zgodzi, a dzięki temu oni zyskają silnego sojusznika gdyby ktoś postanowił ich zaatakować.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OGIEŃ I LÓD - Rozdział 4

OGIEŃ I LÓD - Rozdział 2

OGIEŃ I LÓD - Rozdział 3